W dniu 5 marca 2005r. 19 wychowanków MOW wraz z wychowawcami pojechało na koncert Eleni do Starego Sącza. Po koncercie mieli możliwość spotkania i rozmowy z Artystką. Był również czas na autografy i pamiątkowe zdjęcia. Fragmenty naszej rozmowy zamieszczamy poniżej.

Eleni Spotkanie z Eleni

Eleni - Urodziłam się w Bielawie koło Wrocławia, jako dziesiąte dziecko naszych rodziców. Zawsze chciałam śpiewać, chciałam zostać nauczycielką wychowania muzycznego. Ale losy potoczyły się inaczej. Nie zdałam na studia i postanowiłam przez rok pośpiewać w greckim zespole Prometeusz, ale ten rok przedłużył się do trzydziestu lat - zostałam piosenkarką zupełnie przypadkowo, tak się jakoś ułożyły moje losy. Na pewno znacie też moje życie prywatne i wiecie, że w 1994r. straciłam jedyną córkę Afrodytę. Została zamordowana przez swojego chłopaka. Była to po prostu niedobra miłość. Nie poradzili sobie z tym uczuciem i doszło do tragedii. Ja przebaczyłam Piotrowi dlatego, że uważam, że każdy w życiu ma jakąś szansę, choćby po to, by stać się lepszym i zrozumieć swój błąd. Nie mogłam się spotkać z Piotrem osobiście, ale dzwoniłam do niego, rozmawiałam z nim i powiedziałam mu, że chciałabym, żeby spróbował stać się lepszym człowiekiem. Kiedy mu tak mówiłam on powiedział, że może uratować czyjeś życie. Myślę, że jedenaście lat tam w więzieniu dało mu dużo do myślenia, że w nim nastąpiła też jakaś przemiana: okazał skruchę, przeprosił. Było mu trudno. Mówił że bardzo długo przygotowywał się do tej rozmowy. Bardzo się zdziwił, że chcę w ogóle z nim rozmawiać. Pewno słuchacie troszeczkę innej muzyczki, prawda, ale nie było tak źle... idzie tego słuchać, czy nie?

Adam - Ja akurat już kiedyś byłem na Pani koncercie na wsi koło Jasła, na festynie parafialnym. Teraz jestem drugi raz.
Eleni -To pewnie i trzeci raz będziesz
Adam - Mam nadzieję
Eleni - A z jakich miejscowości jesteście?
Chłopcy - Z różnych, z całej Polski
Eleni - Czy macie jeszcze jakieś pytania
Damian - Czy trudno było Pani przebaczyć Piotrowi?
Eleni - Od początku, kiedy dowiedziałam się, że Afrodytka nie żyje i że zrobił to Piotr - pierwszy telefon jaki zrobiłam, to zadzwoniłam do jego mamy i powiedziałam "Elżbieta, straciłyśmy dzieci", bo uważałam, że obydwie jesteśmy matkami i czułyśmy to samo. Nie miałam czegoś takiego, że nienawidziłam. Ja po prostu wiedziałam, że doszło do tragedii dwóch rodzin: naszej i rodziny Piotra. Przebaczyłam, dlatego, że uważam, że przebaczyć to nie znaczy zapomnieć, ale pozbyć się negatywnych emocji. Człowiek pozbywa się niedobrych emocji, które od środka zabijają i emanowałyby na naszych najbliższych i przyjaciół. Nie mogłabym dalej wykonywać swojego zawodu, nie mogłabym śpiewać. Nie można żyć przeszłością, trzeba iść na przód, a to wcale nie znaczy, że ja zapomniałam. Afrodytka nadal dla mnie żyje, chociaż nie ma jej fizycznie, ale duchowo jest razem z nami. Przebaczyłam, bo też byłam tak wychowana w rodzinie. W naszym domu mieszkaliśmy w dwóch pokojach - no to sobie wyobrażacie - osiem osób dorosłych, mieszkających w dwóch pokojach... a było nam naprawdę fajnie. Nasi rodzice pokazali nam jak należy postępować wobec drugiego człowieka, że należy wybaczać. Mieli w sobie ogromną pokorę, i pomimo, że przeszli bardzo dużo, bo stracili dwa domy, musieli uciekać z własnego kraju, z własnej ojczyzny i tak jak stali tak uciekali bez niczego, cały dobytek, cały majątek zostawili... i oni nigdy się nie skarżyli, nigdy nie było im ciężko.
W 1999 r. we Włoszech otrzymałam nagrodę imienia św. Rity. Jest to nagroda międzynarodowa, którą otrzymują trzy kobiety, które potrafiły w swoim życiu przebaczyć.
Bartosz - Mam pytanie tylko z innej kategorii - jak jest po grecku "kocham cię"?
Eleni - Sagapo
Przemek - Eleni - to Pani pseudonim artystyczny, czy imię?
Eleni - Eleni, to imię a odpowiednik polski to Helena
Irek - Które ze swoich piosenek lubi Pani najbardziej?
Eleni - Na pewno duży sentyment mam do pierwszych piosenek. Może dlatego, że było to pierwsze zetknięcie ze studiem, z nagrywaniem, pierwsze kompozycje, które Kostas napisał. Lubię też te piosenki z płyty "Nic miłości nie pokona". Zawsze mówię, że to nie są smutne piosenki, tylko refleksyjne, takie, przy których należy się trochę zatrzymać, zastanowić i zadać sobie pytanie - co jest najważniejsze w naszym życiu. To jest płyta z przesłaniem. Oczywiście trudno jest podczas godziny czterdzieści wyśpiewać wszystkie piosenki, to raczej jest niewykonalne.
Przemek - A szkoda...
Adam - A ile jest ich tak mniej więcej?
Eleni - Dużo. Nagrałam 15 płyt długogrających, 7 płyt CD i dużo kaset - tak, że sporo tego, a jeszcze nagrywałam dwie wersje grecką i polską.
Bartosz - Czy koncertuje Pani w Grecji?
Eleni - W Grecji nie koncertuję. Wyjeżdżam tam tylko na wypoczynek, odwiedzić rodzinę - tam mieszka sześcioro z rodzeństwa i jadę ich odwiedzić, a jak już ich odwiedzę to kończy mi się urlop i trzeba wracać.
Damian - Czy nam Pani zakoncertuje kiedyś indywidualnie?
Eleni - To jest ważne pytanie. Kto wie, może kiedyś.
Rafał - Mogłaby nas Pani też odwiedzić.
Eleni - Daleko. Tak daleko jesteście. Jeśli kiedyś będę dłużej tutaj w okolicy, to wtedy jest taka możliwość, ale teraz jesteśmy tylko dwa dni ... dobrze, że udało się tutaj spotkać, ale jest taka możliwość. Chcielibyście co? A stół ping-pongowy jest?
Wszyscy - Jest.
Eleni - No to jak jest to przyjadę.
Wszyscy - Trzymamy za słowo.
Bartosz - Ostatnio Mszana zajęła pierwsze miejsce, to nie będzie łatwo...
Eleni - Nie będzie łatwo... muszę jeszcze poćwiczyć. Ale myślę, że jesteście tacy dobrzy i mi oddacie te swoje piłeczki, lekko będziecie serwować i nie podkręcane.
Rafał - Jakie sporty jeszcze Pani lubi?
Eleni - Siatkę, kosza, lekką atletykę, piłkę nożną.
Damian - Jakie zwierzęta Pani ma?
Eleni - Mam dwa koty i psa
Damian - Nie gryzą się?
Eleni - Nie, nie żyją jak pies z kotem. Dobrze się mają.
Adam - Jakiej rasy jest pies?
Eleni - Mieszaniec jakiś, nie bardzo wiem. Przygarnęliśmy go. Nazwaliśmy go Buzuczki, tak jak grecki instrument, na którym grał Kostas - nazywa się buzuki.
Rafał - A Pani gra na jakimś instrumencie?
Eleni - Na gitarze... i na nerwach
Wawczyni - Wielu chłopaków z obecnych tutaj straciło w ostatnim czasie swoich bliskich. Skąd mają czerpać nadzieję? - dla wielu to jest problem.
Eleni - Skąd czerpać? Ja Wam powiedziałam, że mnie bardzo pomogła wiara i ten taki najważniejszy fundament, to jest miłość, którą wyniosłam z domu rodzinnego. Może Wam też jest ciężko, bo tego Wam brak w życiu, dlatego trzeba się poddać wierze, po prostu pogodzić się z wolą Bożą. Ja - Wam powiem - po śmierci Afrodytki był taki moment, kiedy ja przeczytałam jej zapiski i się zastanawiałam co z tym zrobić, że to na pewno nie może leżeć w szufladzie, bo to jest skierowane do jej rówieśników, do młodych ludzi, by nie dochodziło do takich tragedii. Obok mnie byli moi najbliżsi, moi przyjaciele, którzy mnie pocieszali, którzy często nie wiedzieli jak się zachować, jak mnie pocieszyć i jak mnie wesprzeć. Tak naprawdę człowiek zostaje z tym problemem sam i musi podjąć decyzję, co dalej robić ze swoim życiem. Musze Wam powiedzieć, że prowadziłam taką rozmowę z Bogiem, kiedy nie mogłam zasnąć w nocy - to jest normalne, że się to przeżywa bardzo - siedziałam w pokoju Afrodytki i tak rozmawiałam z Bogiem jak z przyjacielem. Tak normalnie. Zadawałam Mu pytanie dlaczego? Czy my rodzice popełniliśmy gdzieś błąd, czy rodzice Piotra, czy coś przeoczyliśmy, coś zaniedbaliśmy. Czy ci młodzi ludzie Afrodytka i Piotr też nie postąpili dobrze, nie mówiąc nam o tym: on o swoim uczuciu, i ona, że się go bała. Afrodyta mówiła swoim rówieśnikom, że kiedyś żywa nie wyjdzie ze szkoły i każdy mówił: "co ty za bzdury opowiadasz". Tak jak Wam mówię, może przez pół roku - trwały te rozmowy z Bogiem, kiedy rozmawiałam, kiedy po prostu modliłam się do Niego. I któregoś dnia obudziłam się bardzo wyciszona, bardzo spokojna i otworzyłam szufladę, wyciągnęłam zapiski i powiedziałam muszę iść czytać to młodym ludziom i opowiadać o tym - żeby nie dochodziło do takich tragedii. A co poradzić w sytuacjach, kiedy tracimy najbliższych? Nie jest to łatwe, ale trzeba żyć dalej, trzeba coś zrobić dla tej osoby, która odeszła. Coś zrobić ze swoim życiem, żeby pokazać, że jest się silnym, po prostu. I pogodzić się z wolą Bożą.
Przemek - My przygotowaliśmy dla Pani "Bajkę o ciepłym i puchatym".



Bajka o Ciepłym i Puchatym

W pewnym mieście, wszyscy byli zdrowi i szczęśliwi. Każdy z jego mieszkańców, kiedy się urodził, dostawał woreczek z Ciepłym i Puchatym, które miało to do siebie, że im więcej rozdawało się go innym, tym więcej przybywało. Dlatego wszyscy swobodnie obdarowywali się Ciepłym i Puchatym, wiedząc, że go nie zabraknie. Matki dawały Cieple i Puchate dzieciom, kiedy wracały do domu. Mężowie i żony wręczali je sobie na powitanie, po powrocie z pracy, przed snem. Nauczyciele rozdawali w szkole, sąsiedzi na ulicy i w sklepie, znajomi przy każdym spotkaniu. Nawet groźny szef w pracy często sięgał do swojego woreczka z Ciepłym i Puchatym. Jak już mówiłam, nikt tam nie chorował i nie umierał, szczęście i radość mieszkały we wszystkich rodzinach. Pewnego dnia do miasta wprowadziła się zła czarownica, która żyła ze sprzedawania ludziom leków i zaklęć przeciw różnym chorobom i nieszczęściom. Szybko zrozumiała, że nic tu nie zarobi, więc postanowiła działać. Poszła do pewnej młodej kobiety i w najgłębszej tajemnicy powiedziała jej, żeby nie szafowała zbytnio swoim Ciepłym i Puchatym, bo się skończy i żeby uprzedziła o tym swoich bliskich. Kobieta schowała swój woreczek głęboko na dno szafy i do tego samego namówiła męża i dzieci. Stopniowo wiadomość rozeszła się po całym mieście, ludzie poukrywali Cieple i Puchate, gdzie kto mógł. Wkrótce zaczęły się szerzyć choroby i nieszczęścia, coraz więcej ludzi umierało. Czarownica z początku cieszyła się bardzo: drzwi w jej domu nie zamykały się. Lecz wkrótce wyszło na jaw, że jej specyfiki nie pomagają i ludzie przychodzili coraz rzadziej. Zaczęła wiec sprzedawać Zimne i Kolczaste, co trochę pomogło, bo przecież był to - wprawdzie nie najlepszy - ale jednak jakiś kontakt. Ludzie już nie umierali tak szybko, jednak ich życie toczyło się wśród chorób i nieszczęść. Byłoby tak może do dziś, gdyby do miasta nie przyjechała pewna kobieta, która nie znała argumentów czarownicy. Zgodnie ze swoimi zwyczajami zaczęła całymi garściami obdzielać Ciepłym i Puchatym dzieci i sąsiadów. Z początku ludzie dziwili się i nawet nie bardzo chcieli brać - bali się, że będą musieli oddawać. Ale kto by tam upilnował dzieci! Brały, cieszyły się i wkrótce jedno po drugim powyciągały swoje woreczki i znów jak dawniej zaczęły rozdawać… Od autorki: Jeszcze nie wiem jak skończy się ta bajka. Jak będzie - zależy od Ciebie.